wtorek, 5 stycznia 2016

Co mi w duszy gra - czyli trochę o Coldplay


I am Coldplayer, śmiało to stwierdzam. Porozmawiamy o muzyce, która skradła moje serce.






Para-para-paradise...
Brzmi trochę znajomo, prawda? Toż to jeden z hitów 2012 roku, piosenka, którą nie sposób było przeoczyć (?), a może bardziej taka, której nie można było nie usłyszeć przynajmniej raz w tamtym okresie, 3 lata temu. Kto jest jej wykonawcą? Grupa, która w teledysku zdecydowała się umieścić słonie jeżdżące na rowerach, grające na instrumentach i tym podobne. Grupa, która od dobrych paręnastu lat istnieje na scenie muzycznej i wciąż zbiera fanów.

Nie mam zamiaru pisać co, jak i dlaczego, skąd, gdzie i po co. No bo właściwie - po co? Jeśli przypadkiem znajdujesz się na tym blogu to zdecydowanie wiesz, do czego służy wyszukiwarka internetowa i tego typu rzeczy oraz doskonale znasz działanie klawiatury - w czym problem, żeby wyszukać kilka słów o Coldplay? W niczym. Trzeba tylko chęci.
Wpis będzie dotyczył najnowszej płyty tejże formacji, która na świat przyszła 4 XII 2015 roku i która zawiera 11 kolejnych utworów. A Head Full of Dreams - bo tak brzmi tytuł krążka - to 7 album tej czwórki, zawierający blisko 50 minut dobrej, moim zdaniem, muzyki. Znajdziesz tu wszystko, ballady, melodie chwytliwe, duety (ten z Beyonce to moja miłość) i czego tylko byś chciał słuchać. (oprócz rapu etc., to nie ten kierunek)




Jak to zwykle bywa, krążek ma swoich zwolenników jak i przeciwników. Jedni mówią, że stary Coldplay odszedł w zapomnienie, inni - w tym i ja - nadal są sercem przy ich muzyce. AHFoD był zdecydowanie najlepszym i najbardziej trafionym prezentem pod choinkę i każdy domownik może słuchać jej ostatnio 24/7 (to be honest, nie ma wyboru)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz